czwartek, 29 marca 2012

Historia druga....

Vera Johannsen zabiła człowieka. Gorzej. Zabiła własnego męża. Człowieka, któremu przysięgała miłość, wierność szacunek....aż do śmierci. Po niej została tylko ulga.
Czy żałowała tego co zrobiła? Nigdy. I nigdy nie będzie żałować.
Do końca swojego życia będzie nosić w sobie tą tajemnicę. Czy odpokutuje za tą zbrodnię? Bóg wie, że już odpokutowała, 100 krotnie. To co zrobiła było koniecznością.
Gdy się poznali Sven był miłym, uprzejmym studentem czwartego roku historii. Zrobił na niej wrażenie, oj zrobił. Wysoki, jasnowłosy, zbudowany tak, że oglądało się za nim pół akademika. Drugie pół go zaczepiało. A on wybrał właśnie ją, skromną dziewczynę z prowincji, bujającą ciągle w obłokach. Gdy zaprosił ja na randkę nie wiedziała co odpowiedzieć. Była nim całkowicie zauroczona.
Bajka szczęścia pękła pół roku po ślubie. Wtedy po raz pierwszy ja uderzył. Była tak zaszokowana, że nie zareagowała. Oczywiście przeprosił, obiecywał poprawę.
Wybaczyła mu, bo co innego miała zrobić?
Kochała go.
A miłość wybacza.
Niestety nie ulecza.
On pracował ona kończyła studia.
Kilka miesięcy po obronie zaszła w ciążę. Szalała ze szczęścia. I Sven się zmienił... Przestał ją bić a na jego odzywki już dawno się uodporniła...
Będzie miała dziecko.....
Dziewczynkę...
Cathleen, bo jej babce ze strony ojca.
Kilka lat później Sven miał sądowy zakaz zbliżania się do córki i ex-żony a Vera wrzody na żołądku z nerwów.
Obie z Cathleen wynajmowały maleńkie mieszkanie w Oslo. Niedługo po rozwodzie Vera poznała Norę Marsden- miłą starszą panią, która pomogła jej w trudnych chwilach. Była ich sąsiadką i często zostawała z Cathleen gdy Vera musiała iść do pracy. Namówiła ja tez do spełnienia jednego z marzeń- Vera zaczęła pisać książki. Były skierowane do kobiet i miały przynieść ukojenie w trudnych dniach. Romanse cieszyły się sporym wzięciem co wprawiało Verę w zakłopotanie ale pozwalało tez żyć im obu godnie.
Jej agentka, Karen, stawała się powoli jej najbliższą przyjaciółką.
I gdyby nie Sven, który regularnie przypominał o tym, że jest i, że ma w nosie nakaz, byłoby cudownie.
A potem nastąpiły najgorsze dni w jej życiu.... Kobieta jest w stanie znieść wszystko gdy kocha....
*************
Nie oglądać się za siebie. To najważniejsze. Nie ważne co było, ważne co będzie.
Drzewa przesuwały się za oknem w szalonym pędzie. Późna wiosna w pełnym rozkwicie.
Aż szkoda, że razem tego nie będą oglądać. Byłoby to zbyt ryzykowne.
Vera poprawiła marynarkę i czule dotknęła wisiorka. Uśmiech bezwiednie rozjaśnił jej twarz. Nie zwróciła uwagi na starszego pana, który przyglądał się jej jakiś czas, a zmiana jaka zaszła w niej pod wpływem tego maleńkiego uśmiechu, sprawiła, że wstrzymał oddech. Nie zdawała sobie sprawy z własnej urody, nie była jej potrzebna do tego by coś osiągnąć by być kimś. Niestety znalazł się ktoś kto to wykorzystał....
Zmusiła się by o tym nie myśleć, na zastanawianie się co dalej przyjdzie czas później. Teraz potrzebne jest jej dobre lokum gdzie będzie mogła ułożyć sobie wszystko od nowa i zakończyć to co było.
-Przepraszam pana najmocniej, ale jaka teraz będzie stacja?- zwróciła się cichym głosem do mężczyzny siedzącego naprzeciw.
-Hammerfall, proszę pani- starszy pan nie odrywał od niej wzroku.
Vera dalej patrzyła nieobecnym wzrokiem za okno.
-Hammerfall- powtórzyła cicho.- Może być i Hammerfall. Dziękuję bardzo.
Stacja była niskim, niewielkim budynkiem, ze świeżo odmalowaną elewacją. Vera nie miała zbyt wiele bagażu, jedna średnia walizka pomieściła jej cały dotychczasowy świat, a torba z laptopem przyjemnie ciążyła na ramieniu.
Zrobiła mały wywiad wśród pracowników kolei, byli bardzo uprzejmi i na szczęście nikt nie dziwił się słysząc jej nie najlepszy akcent.
Miasteczko okazało się niezbyt wielkie ale miało trzy hotele bądź pensjonaty, gdzie można się zatrzymać. Jeden z nich stał nieco na uboczu, prawie za Hammerfall, ale cisza i spokój były teraz Verze wskazane.
Taksówkarz zawiózł ja dość szybko na miejsce.
Hammerfall.......
*******************